Do samego maratonu rozważałam wzięcie udziału gdyż w środku tygodnia walczyłam z przeziębieniem. Jednak dzień przed maratonem stan się poprawił, maraton odbywał się 1h drogi od domu więc decyzja: jadę. Ostatnie 2 tygodnie towarzyszyła piękna słoneczna pogoda, więc z trudem przyjmowałam do świadomości, że w sobotę będzie inaczej. Jednak o godz. 10 zaczął padać deszcz, godz. 10.30 deszcz przeradza się w ulewę, no to ładnie.
10 min. Przed startem udałam się prosto z samochodu do sektora startowego. Zimne krople niczym igiełki przeszywały moje plecy, z niecierpliwością wyczekuję sygnału do startu... W końcu ruszyliśmy. Dosyć szybko uformowała się grupka skupiająca damską część peletonu, jechałyśmy tak początkowe kilometry. O dziwo czułam się nieźle, więc poczułam zew emocji i zaatakowałam, bez większych problemów odjeżdżając wprzód rywalkom. Po chwili dobrałam się w grupę z 2ma zawodnikami i w dość mocnym tempem przemierzaliśmy kolejne kilometry. Z tyłu nie widzę rywalek, zdaje się, że wyszłam na prowadzenie. Jest fajnie. Teraz oby tylko utrzymać koło i tempo do końca.
Tymczasem deszcz lał niezmiennie, a ziemia szybko nasiąkała wodą stając się coraz bardziej kleista i grząska. To nie było po mojej myśli, szczególnie jak wjechaliśmy w kilkunasto-kilometrową sekcję leśnych technicznych singli. Tam podłoże kleiło się do opon, toteż moje nogi zamulały się wprost proporcjonalnie do rosnącego na trasie błota. Sekcja w lasku zdecydowania dała w kość moim nogom. Tam na ok. 40kilometrze 65 km trasy doszła mnie jedna z rywalek i pomknęła wprzód. Ja z kolei wyczekiwałam twardszego podłoża, żeby się rozpędzić. Lecz póki co widzę przed sobą tańczącego w błocie zawodnika, który wypada z trasy, następnemu jadącemu przede mną nagle na śliskim wykrzywia w poprzek koło, z trudem ustał. Te widoki sprawiają, że zaczynam jechać wyjątkowo ostrożnie. Czekam aż wyjedziemy z lasku.
Ostatnie kilometry na szybszych sekcjach daje radę rozpędzić się jeszcze do dobrych prędkości, a po jakimś czasie cisnę do samej mety już w pojedynkę. Kończę ostatecznie rywalizację na 2 m-cu open, jak i w kategorii. W sumie z przejazdu jestem zadowolona, nie spodziewałam się że, będę czuła się całkiem dobrze w tej pogodzie i po przeziębieniu. W tym maratonie niewątpliwie również dawały o sobie znać efekty wiosennych treningów szybkości. Jednak niedosyt pozostawiają przemyślenie, co by było gdyby wyścig rozegrał się w suchych warunkach, korzystniejszych dla mojej specyfiki jazdy. Myślę, że nie oddałabym tak łatwo prowadzenia!
Przy okazji trochę niespodziewanie, gdyż nie nastawiałam się, załapałam się również na II m-ce w całym cyklu, gdyż okazało się, że dotychczasowe starty w których brałam udział na Skandii, były ilością niezbędną do gry o generalkę. Miłe zwieńczenie ekstremalnej w warunkach, błotnej i mokrej imprezy.